środa, 19 czerwca 2013

Wspomnień z Goa ciąg dalszy.
Dzień II.

Noc spędziliśmy w dość wysokiej klasy hotelu, w którym dla gości dostępny był na przykład basen. Niedostępna natomiast była ciepła woda, jak zresztą niemal wszędzie.

W tym miejscu może mała ciekawostka - dziś mija praktycznie trzeci tydzień mojego pobytu w Indiach. Do mojego pokoju przylega łazienka wraz z normalną toaletą typu "zachodniego". Wszystko ładnie i pięknie, tyle że pod prysznicem jest tylko jeden kurek z wodą. Zimną. Jak się okazuje, to jest to całkiem normalna praktyka w tej części Indii, gdyż temperatura w ciągu roku nie spada poniżej 26-28°C, więc prysznic jest dobrą metodą na ochłodę. Czasem zdarza się, że woda jest nieco cieplejsza, gdyż na dachu znajduje się zbiornik pomalowany na czarno i słońce dość szybko ogrzewa jego zawartość. Niemniej jednak praktycznie za każdym razem kiedy chciałem wziąć prysznic strasznie wyzywałem i toczyłem walkę z samym sobą, żeby jakoś wejść pod zimną wodę. Od dwóch dni muszę się nieco powstrzymywać z przeklinaniem na głos hinduskiej myśli technologicznej, gdyż mam współlokatora, który rozumie polskie "brzydkie słowa" i muszę być twardy. :D

Wracając do głównego wątku - dzień mieliśmy rozpocząć o 9.00, bo tak umawialiśmy się z kierowcą. Uwzględniając pewien margines hinduskiej "punktualności" zebraliśmy się z pokoi o 9.30, a kierowca przybył o 10.00... I tak wygląda praktycznie każda sytuacja, w której umawiasz się z kimś na konkretną godzinę - idziesz pół godziny później, a i tak czekasz kolejne pół zanim ktoś raczy się pojawić. Indie!

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od części sakralnej, gdyż Goa słynie z wielu świątyń zarówno chrześcijańskich, jak i hinduskich. Na zdjęciach oprócz zabytków można podziwiać uroki monsunowej pogody - lało pół dnia.

Ruiny kościoła św. Augustyna:


Kolejny punkt podróży - bazylika Bom Jesus wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W jednej z kaplic znajdują się relikwie św. Franciszka Ksawerego.


Gdy kogoś znudzi, bądź zmęczy napierający zewsząd tłum wiernych, zawsze może wyjść do przylegającego do bazyliki ogrodu:


Natomiast po zakończeniu zwiedzania warto zrobić pamiątkowe zdjęcie przed wejściem:


Więcej informacji o bazylice - Basilica of Bom Jesus.

Po drugiej stronie ulicy znajduje się kościół św. Franciszka z Asyżu, jednakże nie mieliśmy zbytnio czasu, aby zobaczyć go z bliska.


Po zaspokojeniu sfery "duchowej" przyszedł czas na rzeczy nieco ciekawsze z punktu widzenia zwykłego europejczyka - plantacja przypraw, która znajduje się jakieś 5km drogi od centrum miasta, niemal w środku dżungli:


Na samym początku w ramach powitania miła, starsza pani zrobiła nam kropki na czole i nałożyła na szyję wieńce z kwiatów:


Następnie uraczono nas herbatą z trawy cytrynowej, która w smaku przypominała raczej szampon, ale podobno jest bardzo zdrowa:


Po chwili pojawiła się nasza pani przewodnik, która zaprezentowała nam jak w naturze wyglądają przyprawy, których okazy znam jedynie z saszetek kupowanych w sklepie. Najciekawsza chyba była papryczka piri-piri, siódma najostrzejsza na świecie, a z wyglądu bardzo niepozorna - wielkość pojedynczej papryczki to ok. 1cm:


Ciekawym okazem były także czerwone, wiszące cosie - niestety nie pamiętam co to właściwie było:


Najdziwniejsze było jednak drzewo gniazdkowa, które owocuje w porze monsunowej - w tym przypadku potrójnym przełącznikiem:


Na zakończenie, każdego czekał tajemniczy rytuał, który wg zapewnień pani przewodnik miał na celu wyciszenie i uspokojenie - teoretycznie:


W praktyce każdemu nalano trochę lodowatej wody za koszulkę. Mnie osobiście to ani nie uspokoiło, ani też nie wyciszyło...

I na tym w sumie zakończyła się nasza przygoda w Goa. Kierowca odwiózł nas na dworzec autobusowy, a stamtąd czekało nas 7h jazdy autobusem do Manipalu. Tym razem nic nie przeciekało, a i klimatyzacja działa bez zarzutu, więc nie ma co narzekać.
W tym miejscu warto wspomnieć o kolejnej ciekawostce - niektóre połączenia autobusowe w Indiach uwzględniają w rozkładzie postój np. na obiad, czy też na kolację. W ten oto sposób autobus np. o 21.00 zatrzymuje się przed restauracją na pół godziny i wszyscy idą na kolację. U nas się z czymś takim jeszcze nie spotkałem, a to w sumie bardzo dobra opcja ;)

edit:
W sumie to wczoraj zapomniałem o jednym zdjęciu. Dla mnie przyprawa, która znajduje się na pierwszym planie była dość zaskakująca, gdyż spodziewałem się, że w rzeczywistości rośnie nieco inaczej. Zagadka - co to jest:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz