poniedziałek, 10 czerwca 2013

Od dwóch tygodni zbieram się, żeby zacząć opisywać moje "przygody" związane z praktykami w Indiach i oto właśnie dziś jest ten dzień - mój pierwszy post.
Postaram się opisać wszystko od początku, zwracając głównie uwagę na rzeczy, które mnie zadziwiły, zaszokowały, bądź wydały się totalnie z kosmosu. Codziennie coś takiego się zdarza, więc myślę, że kilka postów uda mi się spłodzić.
Z góry przepraszam za kulejącą gramatykę, składnię i pisanie językiem niezbyt "poetyckim", ale nie bardzo mam czas na dopieszczanie każdego zdania z osobna.

No to najpierw sama podróż:
Jedyna sensowna forma podróży do Indii to lot samolotem. Postanowiłem skorzystać z usług linii Qatar Airways i AirIndia, gdyż były najtańsze. W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na porównywarki cenowe - połączenia wyszukiwane na stronach znajdujących "najtańsze" przeloty były mniej więcej o 150 zł droższe, niż moja podróż. Trick polega na tym, żeby wyszukać sobie konkretne loty korzystając z porównywarki cenowej, a następnie zarezerwować je bezpośrednio na stronie przewoźnika, gdyż w ten sposób unika się prowizji dla serwisu.

Moją podróż rozpocząłem 30 maja w południe z lotniska w Warszawie. Pierwszy lot to połączenie w kierunku Doha, gdyż stamtąd katarskie linie latają dalej w świat. Zanim odlecieliśmy, musieliśmy poczekać dobre 10 minut na płycie lotniska, gdyż włączaliśmy się do ruchu z podporządkowanej i przepuszczaliśmy inny samolot:
Lot z Polski do Kataru to ponad 6h w powietrzu, które upłynęło jednakże w baaardzo miły sposób - jakość obsługi, posiłków i alkohole oferowane w cenie, najtańszego zresztą, połączenia były zdecydowanymi zaletami.
Po krótkiej drzemce, która mnie dopadła na skutek nieco zbyt dużej ilości whisky on the rocks, moim oczom ukazał się taki oto widok:

Na wysokości 10 km mieliśmy do czynienia z równorzędnym skrzyżowaniem tuneli powietrznych.

Gdy zbliżaliśmy się do Kataru, z okien samolotu można było obejrzeć zachód słońca, ale ja akurat siedziałem  po złej stronie. Niemniej jednak udało mi się strzelić kilka fotek ukazujących charakterystykę terenu tego małego państwa - wszystko jest totalnie, wybitnie płaskie. Zero wzniesień, fałd i nierówności:
Pierwsze zaskoczenie - temperatura. Z samolotu wysiada się na płytę lotniska, na której czeka autobus wiozący do terminalu. Samolot - klimatyzowany, autobus - klimatyzowany, płyta lotniska - 39*C.

Dalszą część podróży postaram się opisać w następnym poście. ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz