niedziela, 23 czerwca 2013

Kolejny dzień - kolejna wyprawa.

Część naszej grupy wybrała się do kina do Mangalore, a my postanowiliśmy urządzić sobie mały wypad na pobliską plażę do miejscowości Kapu.
W południe wsiedliśmy w bezpośredni autobus z Manipalu i po mniej więcej trzydziestu minutach podróży byliśmy na miejscu. Na przystanku autobusowym miejscowi powiedzieli nam, że na plażę jest tylko kilometr drogi, czyli dziesięć minut piechotą. Okazało się, że szliśmy prawie pół godziny, gdyż droga była nieco dłuższa...
Z każdym krokiem coraz wyraźniej słyszeliśmy szum morza i coraz mocniej wiał przyjemny, chłodny wiatr. Oto widoki, jakie mieliśmy okazję podziwiać zaraz po wejściu na plażę:


Na zdjęciu powyżej ktoś łowi prawdopodobnie krewetki, bądź inne owoce morza, gdyż w sieci z pewnością nie miał ryb. 


Żadna z wypraw nie może obejść się bez zwyczajowego ataku miejscowych wyposażonych w aparaty fotograficzne i spragnionych fotek z białoskórymi "kosmitami". Tak właśnie się czuję, jak wszyscy patrzą na mnie jakbym był co najmniej z innej planety. Tym razem nie było inaczej:


W tym miejscu warto wspomnieć o nadzwyczajnej "otwartości" i "przyjazności" Hindusów - na ulicy niejednokrotnie można spotkać dwóch mężczyzn idących i trzymających się za ręce. W sumie to jak dotąd na ulicy częściej widziałem "czułości" okazywane sobie przez parę mężczyzn, aniżeli mężczyznę i kobietę. Tutaj wszyscy uznają to za całkowicie normalne, aczkolwiek ja nie zamierzam zmieniać swoich zwyczajów i nie pakuję się w chwytanie za łapki z innymi facetami... Mój współlokator niestety dowiedział się o tym zwyczaju na drodze doświadczenia praktycznego, co widać powyżej :D

W Kapu również można zaobserwować ciekawe zjawisko, gdzie z jednej strony plaży mamy słone morze, a z drugiej słodkowodną rzekę:


Jak dotąd w każdym miejscu, w którym byliśmy piękne widoki mieszają się z brutalną rzeczywistością - przyglądając się z bliska można dostrzec przede wszystkim wszechobecne śmieci, będące niejednokrotnie jedynym źródłem pożywienia dla bezpańskich psów i innych zwierząt:


Pamiątkowe foto z latarnią w tle:


Dawno nie było żadnej zagadki. Dziś więc będzie wyjątkowo trudna, przynajmniej na pierwszy rzut oka:


Co to za zwierzątko? Mam nadzieję, że ktoś odgadnie, a następnym razem opiszę ciekawe zjawisko związane z powyższym okazem ;)
Dla dociekliwych polecam lekturę - Kapu.

Szczerze mówiąc to mieliśmy zamiar obejrzeć zachód słońca na plaży, ale średnio nam się spodobała, więc podjęliśmy szybką decyzję i pojechaliśmy na inną, bardziej turystyczną plażę w miejscowości Malpe.

Przy wejściu wita nas posąg Gandhi'ego:


Znaleźliśmy sobie ustronne miejsce z dala od ludzi, siedliśmy na murku i... znaleźliśmy przyjaciela:


Pies, jak praktycznie każdy w Indiach, po prostu był głodny i nie pogardził nawet naszymi niedobrymi prażynkami. Ogólnie wszystkie psy są tu bardzo łagodne i raczej boją się ludzi, także nie stanowią niebezpieczeństwa. W ramach ostrożności nie należy ich jednak dotykać.

Siedząc i wyczekując zachodu mogliśmy zaobserwować czym charakteryzuje się pora monsunowa. Widok po przyjściu na plażę:


Kilkanaście minut później:


Nagle zerwał się bardzo silny wiatr, niebo stało się praktycznie całkowicie czarne i lunął tak ostry deszcz, że siedzieliśmy skuleni pod parasolami z nadzieją, że nie będzie lało do samego rana. Na szczęście po mniej więcej dziesięciu minutach się rozpogodziło, a nawet pojawiła się tęcza:


Więcej o Malpe można dowiedzieć się tutaj - Malpe.

1 komentarz: