wtorek, 11 czerwca 2013

Kontynuując wczorajszy wątek:

W Doha musiałem poczekać na następny samolot 3h, ale czas zleciał bardzo szybko, bo na lotnisku jest duża strefa bezcłowa, w której można pooglądać ciekawe rzeczy, a także darmowy dostęp do szybkiego wifi.
Podczas odprawy okazało się, że moja karta pokładowa jest nieważna, mimo że była wystawiona przy odprawie w Warszawie. Miła pani z obsługi powiedziała, że mamy mały problem i po prostu sobie poszła. Mnie przed oczami stanęła wizja spędzenia reszty życia na lotnisku żebrząc na bilet do domu, ale okazało się, że wystawiono mi nową, ważną kartę pokładową. W klasie biznesowej :D Nie wiem jak to się stało, ale poproszę więcej tego typu pomyłek.
Tym sposobem kolejne 3,5h spędziłem w iście królewskich warunkach ;)

Po przylocie do Bombaju tak królewsko już nie było. Zaczęło się od problemów z kontrolą paszportową - milion okienek dla obywateli Indii i jedno dla obcokrajowców. W dodatku zamknięte. Po kilkunastu minutach jednak udało mi się stanąć przed patrzącym z góry oficerem lotniska, który zaczął przeprowadzać wywiad - skąd jestem, po co tu jestem, a dlaczego, a jak, itp. Generalnie wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że angielski w wydaniu indyjskim jest niemalże nie do zrozumienia.
Później prawie godzina czekania, aż bagaż pojawi się na taśmie.
Następnie trzeba się udać do wyjścia dla osób, które mają dalszą przesiadkę. Na podróżnych czekał autobus wraz z kierowcą, który bardzo uprzejmie pomagał załadować torby do bagażnika. Okazało się jednak, że nie było to bezinteresowne. Stanął przede mną i wytłumaczył mi, że był bardzo uprzejmy pomagając mi z bagażem, więc powinienem teraz jakoś go nagrodzić. Po chwili negocjacji wytłumaczyłem mu, że nie mam żadnych sensownych pieniędzy oprócz polskich drobniaków. Z wielkim niesmakiem odpuścił i sobie poszedł. Przy wysiadaniu z autobusu kierowcy się zmienili i sytuacja z bagażem się powtórzyła, ale i tym razem wyszedłem z niej zwycięsko.

W terminalu połączeń krajowych spędziłem blisko 7h w niezbyt komfortowych warunkach, bo do wyboru były tylko twarde fotele. Strefa bezcłowa zdecydowanie uboższa niż w Warszawie, czy w Doha.

Ostatni już lot z Bombaju do Mangalore trwał 1,5h, nie obyło się jednakże bez poślizgu i na miejscu byłem pół godziny później, niż wynikało z rozkładu lotów.
Cała podróż trwała ogólnie około 20h, ale dało się to jakoś przeżyć. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz