poniedziałek, 15 lipca 2013

Kuchnia indyjska - część VI.

Kuchnia indyjska - część VI.

W zeszłym miesiącu praktycznie codziennie jadłem smażony ryż z kurczakiem, bo był najbardziej "europejski" i "normalny". Tyle, że po pewnym czasie wszystko się może znudzić... I teraz jak w menu widzę "chicken fried rice" to jakoś mnie tak lekko odrzuca. W związku z powyższym postanowiłem się powoli przerzucać na potrawy lokalne, począwszy od jak najmniej pikantnych. Tym sposobem już od ponad dwóch tygodni próbuję coraz to nowe pozycje kulinarne kuchni indyjskiej.
Najbardziej przypadł mi do gustu zestaw obiadowy nr 3 w restauracji indyjskiej w KMC Foodcourt:


W skład zestawu wchodzą:
  • miseczka "butter chicken" - duszone kawałki kurczaka w słodko-pikantnym sosie;
  • trzy kawałki "chicken tikka" - grillowane kawałki marynowanego kurczaka - bardzo intensywnie czerwone, strasznie barwią palce;
  • porcja ryżu;
  • miseczka "raita" - jogurtu nieco rozcieńczonego wodą ze szczypiorkiem, cebulą itp., który ma na celu ograniczenie ostrości, gdy coś jest zbyt pikantne;
  • chlebek "kulcha", który jednocześnie pełni funkcję sztućców - jedzenie takiego zestawu "po indyjsku" oznacza urywanie kawałków pieczywa i łapanie przy jego pomocy kurczaka w sosie.
Niemniej jednak ja zawsze dostaję dodatkowe sztućce, więc posiłek nie jest tak problematyczny jak w wersji czysto indyjskiej, gdzie zarówno kawałki grillowanego kurczaka, jak i pieczywo z sosem, a na końcu ryż z sosem zjada się z użyciem tylko i wyłącznie prawej dłoni.
Całość zestawu dopełnia podwójna kawa na mleku, gdyż zwykłej czarnej można ze świecą szukać...

Ciekawostka na dziś:
Rozmawiałem ostatnio z nowym praktykantem z Austrii na temat jedzenia bez sztućców. Mnie osobiście jedzenie rękami jakoś nie przekonuje, a już spożywanie w ten sposób ryżu z sosem przyprawia raczej o mdłości. On natomiast ostatnio próbował jeść "po indyjsku" wspomniany już ryż z kurczakiem w sosie i stwierdził, że było to "wspaniałe przeżycie" i że jeszcze nigdy nie czuł się tak najedzony i spełniony za sprawą zwykłego posiłku... W tym miejscu pojawia się zagadka - co takiego jest w jedzeniu rękami (jak jakiś jaskiniowiec), że dzień wcześniej jedząc widelcem w tej samej restauracji, tą samą potrawę, aż tak bardzo się nie najadł?
Ja pozwolę sobie pozostawić to bez komentarza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz