czwartek, 25 lipca 2013

Kerala - dzień II.

Drugi dzień naszego pobytu w Kerali rozpoczęliśmy o... 4.00 nad ranem :D O 5.15 mieliśmy pociąg do kolejnego miasta, więc z hotelu musieliśmy wyjechać jeszcze przed świtem, żeby bez stresu zdążyć na dworzec. Poprzedniego dnia wzięliśmy numer telefonu od "naszego" kierowcy rikszy i umówiliśmy się, żeby po nas przyjechał z samego rana. Okazało się, że jak na Hindusa to był wyjątkowo punktualny, a nawet zadzwonił do nas piętnaście minut przed przyjazdem, czy aby na pewno wstaliśmy. Po dotarciu na dworzec okazało się, że nasz pociąg jest już podstawiony, więc zajęliśmy odpowiednie miejsca i po ok. dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do Ernakulam, a stamtąd rikszą do Kochi, które było naszym celem. Znaleźliśmy względnie tani i dobry hostel, odespaliśmy nieco podróż i wyruszyliśmy w podróż miejskimi autobusami, której celem był... park rozrywki :D



Po odprężającym dniu spędzonym na łódce postanowiliśmy zrobić sobie porządną odmianę od zwyczajowego zwiedzania zabytków, podziwiania krajobrazów i poznawania ciekawych miejsc. Po prostu poszliśmy się wyszaleć. :D
Bilet o wartości 495Rs., czyli ~29zł, uprawniał nas do korzystania ze wszystkich atrakcji bez żadnych ograniczeń. A było w czym wybierać, bo park składał się z dwóch części - lądowej i wodnej. W lądowej można było znaleźć standardowe atrakcje większości wesołych miasteczek:

  • diabelski młyn;
  • kino 5D;
  • kolejka górska;
  • wieża spadku swobodnego;
  • i inne karuzele, które sprawiały, że człowiek przypominał sobie jak łatwo oszukać błędnik.
Ja nie skusiłem się na każdą z lądowych atrakcji, bo na wieży spadku swobodnego prawie straciłem przytomność, a po dwóch obrotach o 360 stopni na innej karuzeli niewiele brakowało, a przywitałbym się znowu z lunchem. :D
Widok z diabelskiego młyna:


Standardowa już grupowa fotka:


Poniżej natomiast zdjęcie bardzo ciekawskiej małej Hinduski, której wybitnie się spodobałem:


Drugą część parku stanowiły atrakcje charakterystyczne dla naszych aquaparków - zjeżdżalnie, baseny, sztuczne fale itp. Początkowo miałem ogromną ochotę się ochłodzić w wodzie, gdyż pomimo pochmurnego nieba mieliśmy ponad trzydzieści stopni. Po bliższym przyjrzeniu się użytkownikom wodnych atrakcji postanowiłem, że w sumie zawsze mogło być powyżej czterdziestu stopni i nie ma co narzekać. 


Mianowicie w basenach nikt nie miał stroju kąpielowego. Ludzie kąpali się w zwyczajnych ubraniach, w których prawdopodobnie przyszli i dopiero po wyjściu przebierali się w jakieś suche rzeczy, które ze sobą przynieśli. Tak przynajmniej wynikało z moich dłuższych obserwacji. Mnie osobiście to obrzydzało, więc od wody trzymałem się z daleka. Jej jakość zresztą pozostawiała wiele do życzenia, bo o ile błękitny kolor całkiem nieźle się prezentuje, to wszędzie pływały jakieś drobne farfocle. Poza tym obawiam się, że gdybym się przypadkiem takiej wody napił, np. wpadając z impetem do basenu ze zjeżdżalni, to miałbym problemy żołądkowe przez cały następny tydzień.
W parku spędziliśmy cały dzień, a po kolacji wybraliśmy się na spacer brzegiem morza, wzdłuż przystani:


Cały kolejny dzień spędziliśmy w pociągu, gdyż z Ernakulam wyjechaliśmy o 10.00 a do Manipalu dotarliśmy o 21.00.

Wyprawa była dość męcząca, bo trzydniowa, ale komfort podróży pociągiem zdecydowanie przewyższa jazdę ciasnym busem po dziurawych indyjskich drogach, więc jak dla mnie ubiegły weekend był najlepszym ze wszystkich. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz